Pociąg z Krakowa do Warszawy,
początek września; płoną ogniska,
nad polami unosi się
chmura gorzkiego dymu,
który wchodzi do płuc jak narkotyk.
Szukasz olśnienia w górze, w Alpach
i w katedrach, ale czy widzisz
te pokorne ognie
żarzące się wieczorem, pełznące
po ziemi - jak lonty, które zgasną.
This poem has not been translated into any other language yet.
I would like to translate this poem