Opowieść poranna ze spojrzeniem wstecz Poem by MARIUSZ GRZEBALSKI

Opowieść poranna ze spojrzeniem wstecz

Patrzę na was, kiedy opatuleni,
przed świtem
zaczynacie swoją robotę -
i pamiętam, jak to jest.

Skóra nieosłoniętych dłoni
najpierw twardnieje,
potem pęka.

Po kilku godzinach
wchodzenia po drabinie,
z wiadrem zaprawy murarskiej na plecach,
krzyż zaczyna odmawiać posłuszeństwa.

Pamiętam domy,
które pomogłem postawić.
Stoją za horyzontem nierealne jak mgła,
w której znikacie, kiedy skręcam w kierunku miasta

COMMENTS OF THE POEM
READ THIS POEM IN OTHER LANGUAGES
Close
Error Success