MARIUSZ GRZEBALSKI

MARIUSZ GRZEBALSKI Poems

1.

są już nieco zniszczone, niektóre bardzo -
o świcie przypominają foki na brzegu morza.

Kiedy przejeżdżają obok mnie,
na rozklekotanych wózkach handlarzy,

i spływa po nich deszcz,
wiem, że od zawsze są martwe.

Nigdy nie wypłynęły dalej niż ten
rozrastający się jak nowotwór rynek.

Lipna bielizna, podrabiane filmy,
nieoclone fajki - oto całe ich przeznaczenie.

Są jak wszystko tutaj: tanie i nietrwałe -
niszczeją, służąc czemuś, co je przekracza.
...

sie sind schon leicht beschädigt, manche sogar sehr -
früh morgens erinnern sie an Robben an der Küste.

Wenn sie an mir vorbeiziehen
auf den klapprigen Wagen der Händler

und der Regen an ihnen herabrinnt,
weiß ich, dass sie schon immer leblos waren.

Nie schwammen sie weiter hinaus als dieser
geschwürartig wuchernde Marktplatz.

Billige Wäsche, raubkopierte Filme,
unverzollte Kippen - ihr Ziel und Zweck.

Sie sind wie alles hier: günstig und vergänglich -
sie verfallen, Dingen dienlich, die sie übertreffen.
...

dla T.S.

Małe, nieustępliwe dobro,
które podarował dziecku.
Nic po nim nie zostało, tylko to -
ślad w pamięci jaśniejszy niż blizna.
Kropla słońca, w której stoi, i nie maleje.
...

für T.S.

Ein kleines, unerbittliches Gut,
das er dem Kind schenkte.
Nichts blieb davon übrig, nur dies -
die Spur im Gedächtnis, heller als eine Narbe.
Ein Tropfen Sonne, in dem steht es und schrumpft nicht.
...

Wszystko opiera się na uważności,
o ile cokolwiek można powiedzieć o wszystkim.

Jeśli o mnie chodzi, to wciąż dokądś się spieszę -
nie mam pojęcia, dokąd.

Dlatego przepraszam cię, jarzębino.

Osioł, nawet nie zauważyłem,
jak źle obeszła się z tobą zima.

Nie będę mógł cieszyć się twoim światłem,
kiedy wróci wiosna.
...

Alles steht und fällt mit der Achtsamkeit,
sofern man überhaupt etwas über alles sagen kann.

Was mich anbelangt, eile ich ständig irgendwohin -
Wohin, ich habe keine Ahnung.

Deshalb verzeih mir, Eberesche.

Ich Esel habe nicht einmal bemerkt,
wie schlecht der Winter mit dir umgegangen ist.

Ich werde mich nicht an deinem Licht erfreuen können,
wenn der Frühling wiederkommt.
...

Patrzę na was, kiedy opatuleni,
przed świtem
zaczynacie swoją robotę -
i pamiętam, jak to jest.

Skóra nieosłoniętych dłoni
najpierw twardnieje,
potem pęka.

Po kilku godzinach
wchodzenia po drabinie,
z wiadrem zaprawy murarskiej na plecach,
krzyż zaczyna odmawiać posłuszeństwa.

Pamiętam domy,
które pomogłem postawić.
Stoją za horyzontem nierealne jak mgła,
w której znikacie, kiedy skręcam w kierunku miasta
...

dla Marianny i Piotra

W żadnym razie nie zgubić czerwonego długopisu.

Odebrać okulary od optyka i nigdy więcej nie brać ich
na spotkania z zaprzyjaźnionymi poetami,
nawet jeśli, jak to sprzed tygodnia,
odbywać się będą w rocznicę debiutu.

Nie tracić z oczu rowerzystów,
zwłaszcza tego, który codziennie koło siódmej,
przebija się przez to zaśnieżone zadupie.

Nie stawać przy cmentarzu, żeby notować wiersze.
To jednak przesada, kamieniarze i sprzedawcy wieńców
są tam bardziej na miejscu, w każdym razie jak dotąd.

Pamiętać, co działo się w Rosji podczas ostatniej wojny.
Że to zima, nie Armia Czerwona zastopowała blitzkrieg.
I nie ciskać się więcej, kiedy samochód nie odpala.

Nucić jak dziewczyna, którą widzę we wstecznym lusterku.

Robić swoje tak długo, jak tylko się da.
Na końcu, za żadną cenę, nie dać się wziąć żywcem.
...

bardzo prosto.
Powiedziałbym (bez urazy)
po ludzku.

Kładziesz się spać,
ale zamiast, jak człowiek,
zgasić lampkę,
przez chwilę czytasz,
potem sięgasz po notes
leżący na stole,
jeden z tych,
które od jakiegoś czasu
przysyła ci twój
(cokolwiek to znaczy)
najbardziej ludzki z banków,
i notujesz,
wszystkie jak lecą,
subtelności twojego ja,
którym właśnie teraz
zebrało się na ujście.

W ten sposób
powstają wiersze,
jak ten, odległe od zamiaru,
który im na początku towarzyszył.

O ile zamiar i początek
mają tu coś do rzeczy.
...

Potem wstaję i przez tyle godzin
nie wiem, co z sobą zrobić
...

Po prostu zamknij oczy i patrz!

Za oknem zasłoniętym żaluzją
pręży się rząd topól z pniami równo przyciętymi od góry.

Jest również skuty lodem staw, w którym buszują karpie.
(Buszują to za dużo powiedziane.)

Wyżej parking, na nim cztery żółte koparki,
teraz jakby zawieszone w powietrzu.

Ulicą ciągnącą się od parkingu w kierunku blokowiska
idzie dziewczyna w turbanie.

Co tutaj robisz, siostro, daleko od domu,
w skrzących się piaskach nocy?
...

Wyszła z kościoła tak dziwnie uśmiechnięta,
jakby nie wierzyła w to, co się stało.

Minęło tyle czasu, często o tym myślałem,
ale nic, żadnych wniosków.

Kiedy skończyło się nabożeństwo, kwiaty i cała ta reszta,
wsiadłem do auta i jechałem za nimi jak łaps.

W końcu dałem spokój i skręciłem w swoją stronę.

Wtedy do mnie dotarło -
jakiś czas wcześniej dała mi
własnoręcznie wykonane zawiadomienie o ślubie.

Robiło wrażenie, naprawdę się postarała.

Tamtego dnia kochaliśmy się -
długo, dokładnie, jakbyśmy się w sobie szukali.
...

Unosiłem się na dętce od traktora
po szmaragdowym oku glinianki.

Słoneczny dzień,
wagary zamiast szkoły.

Po południu, wracając do domu,
przysnąłem nad kierownicą
odrapanego składaka.

Teraz jestem jak płot za oknem -
płatami schodzi ze mnie farba.

Jeszcze to lato,
może następne.
...

The Best Poem Of MARIUSZ GRZEBALSKI

Torby

są już nieco zniszczone, niektóre bardzo -
o świcie przypominają foki na brzegu morza.

Kiedy przejeżdżają obok mnie,
na rozklekotanych wózkach handlarzy,

i spływa po nich deszcz,
wiem, że od zawsze są martwe.

Nigdy nie wypłynęły dalej niż ten
rozrastający się jak nowotwór rynek.

Lipna bielizna, podrabiane filmy,
nieoclone fajki - oto całe ich przeznaczenie.

Są jak wszystko tutaj: tanie i nietrwałe -
niszczeją, służąc czemuś, co je przekracza.

MARIUSZ GRZEBALSKI Comments

MARIUSZ GRZEBALSKI Popularity

MARIUSZ GRZEBALSKI Popularity

Close
Error Success